Bardzo rzadko przeglądam portale ogłoszeniowe, ale pewnego wieczoru, całkiem z nudów to zrobiłam. Patrycja szukała fotografa ślubnego. 400 km od mojego domu. Coś mnie tknęło i napisałam do niej parę słów. Ku mojemu zdziwieniu Patrycja napisała do mnie, że wraz z Wojtkiem chcą, abym to właśnie ja towarzyszyła Im tego dnia. Z racji odległości, jaka nas dzieliła, spotkanie było niemożliwe. Wszystko załatwialiśmy mailowo i telefonicznie. Po pierwszym telefonie pomyślałam "Boże, jaka niesamowita Para". Głos Patrycji był taki spokojny, ale zorganizowany. Imponowała mi tym, jak się wysławiała i mówiła o Ich wyjątkowym dniu.
Do Kazimierza pojechałam na cały weekend. W sobotę ślub i wesele a w niedzielę plener. Całkiem niezły hardcore, ale kto miał dać radę jak nie ja! :D
Wyjechałam wcześnie rano, żeby napewno być na czas. Zdążyłam zobaczyć salę, przywitać z właścicielem noclegu i czekałam na Parę Młodą. Wreszcie przyjechali. Przywitała mnie prześliczna, szczupła Dziewczyna, z ogromnym uśmiechem i otwarty, uśmiechnięty Facet. Już wtedy wiedziałam, że to będzie piękny weekend!
Przygotowania odbyły się w jednym apartamencie, co bardzo ułatwiło nam pracę i sprawiło, że musieliśmy nieźle się zorganizować, żeby unikać spotkań przyszłych Państwa Młodych.
Po przygotowaniach nadszedł czas na ceremonię. Istny hardcore, bo... pomyliłam kościoły. Biegłam przez cały kazimierski rynek, straciłam oba płuca, ale dotarłam przed Nimi! Kościół był przepiękny! Wszystko składało się w niesamowitą całość.
Po ceremonii okazało się przy zamianie kilku słów, że Patrycja i Wojtek... zatrzasnęli kluczyki w samochodzie, którym mieli jechać do ślubu! I wiecie co? Nie zestresowani, z uśmiechem, przełknęli całą sytuację! Cokolwiek się nie wydarzyło- byli radośni- bo mieli siebie w tym dniu. Siebie, swoją cudowną córeczkę Nikolkę i samych najbliższych ludzi. Bardzo zaimponowali mi swoim podejściem.
Wesele przerosło moje oczekiwania. 20 osób, które wywijało na parkiecie, piękna sala, fajny DJ, magiczne światła. Cudownie! Byłam z Nimi do samego końca, pędząc z kilkoma gośćmi moim autem ulicami Kazimierza o 3 nad ranem.
Potem jeszcze 3 godziny opowieści przy wschodzącym słońcu. Następnie 3 godziny snu.
Cudowne kazimierskie plenery mnie zauroczyły i mimo ogromnego zmęczenia, z radosną energią pognaliśmy na zdjęcia. Kilka przymusowych przerw sprawiły, że sesja plenerowa trwała cały dzień, a ja wcale nie chciałam się z Nimi rozstawać. To była pierwsza sesja w plenerze na którym płakałam ze wzruszenia.
Kochani- dziękuję Wam za wszystko. Jesteście cudowni. Na zawsze zostaniecie w mojej pamięci!
Zapraszam Was do obejrzenia skrótu z tego cudownego weekendu.